Gdy w zeszłym sezonie Leicester City zdobywało najbardziej sensacyjne mistrzostwo Premier League, od czasu tego zdobytego w sezonie 94/95 przez Blackburn Rovers, wszyscy podziwiali ile z tych piłkarzy był w stanie wykrzesać Claudio Ranieri. Włoch przejął drużynę po tym jak zdołała rzutem na taśmę utrzymać się w lidze, dopiero w 34. kolejce wydostając się ze strefy spadkowej. Wydawało się, że Ranieri przychodzi aby walczyć o spokojniejszy byt w Premier League, on jednak zrobił coś co przerosło wszystkich znawców futbolu. Zdobył z murowanymi kandydatami do spadku mistrzostwo Anglii. Swoją świetną passę drużyna kontynuowała w Lidze Mistrzów, w której wgrała swoją grupę zostawiając w tyle FC Porto, FC Kopenhagę i Club Brugge. W lidze jednak nie było już tak kolorowo jak w poprzedniej kampanii.
9 miesięcy po zdobyciu tytułu Claudio Ranieri został zwolniony z posady trenera „Lisów”. Powodem jest jeden punkt w sześciu ostatnich meczach i tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Ponadto w pierwszym meczu play-off Champions League Leicester uległo na wyjeździe Sevilli 2:1. Nie chce jednak rozwodzić się nad powodami zwolnienia Włocha, chciałbym zwrócić uwagę na coś innego.
W mistrzowskim sezonie Leicester pozycji lidera broniła londyńska Chelsea, która tytuł w sezonie 14/15 zdobyła z ośmiopunktową przewagą, by następny sezon zakończyć dopiero na dziesiątym miejscu. Jose Mourinho zwolniony został w podobnych okolicznościach jak Ranieri, drużyna również miała punkt przewagi nad strefą spadkową, zajmowała 16. miejsce w lidze („oczko” wyżej niż Leicester obecnie). Wtedy sezon z londyńczykami dokończył Guus Hiddink, który wyciągnął „The Blues” na dziesiątą lokatę. Pytanie czy i ten „sukces” uda się powtórzyć drużynie Marcina Wasilewskiego i Bartosza Kapustki.
Styl w jakim swoje mistrzostwa zdobyły oba wyżej wymienione kluby dawał podstawy aby sądzić, że będą w następnej kampanii w stanie walczyć o obronę korony. Tak się jednak nie stało.
W obu przypadkach pojawiają się głosy o zdradzie piłkarzy. Jose Mourinho wprost powiedział po zwolnieniu, że jego „praca została zdradzona”. Na Ranieriego piłkarze donieśli do władz klubu, mówiąc, że nie czują się szczęśliwi z obecnym szkoleniowcem, z którym większość z nich wzniosła się na wyżyny swoich umiejętności.
Czy w takim razie doczekaliśmy czasów w futbolu, w których trener w momencie wielkiego sukcesu zakłada pętle na szyje i musi liczyć, że żaden z jego podopiecznych nie kopnie krzesełka, na którym szkoleniowiec stoi?
Jeżeli informacje o donosie na Ranieriego okażą się prawdziwe to odpowiedź nasuwa się sama. Być może jest to linia obrony obu trenerów, którzy tak usprawiedliwiają słabe wyniki drużyn. Czy jednak możliwe jest, np. w przypadku Chelsea, że zawodnicy utrzymujący się na piłkarskim topie od kilku lat sezon po mistrzostwie stają się zawodnikami, których stać na dopiero 16. miejsce w lidze?
Pierwszym winnym za słabe wyniki drużyn jest trener, wiedzą o tym wszyscy, również piłkarze. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że zarówno w Chelsea sezonu 15/16, jak i obecnej kampanii w Leicester zawodnicy źle czuli się ze szkoleniowcem to mieli mnóstwo dróg aby doprowadzić do jego zwolnienia. I tak w obu przypadkach się stało.
Praktycznie bez winy zawsze pozostają piłkarze, ich nikt nie zwolni. Gdy Leicester zdobywało mistrzostwo, mówiło się o wspaniałej współpracy Vardy’ego i Mahreza, o Schmeichelu, który poszedł w ślady słynnego ojca i również o trenerze, który nadzorował ten sukces. Gdy drużyna jest na dnie winnym wszystkiemu jest Ranieri, który popsuł tę świetną drużynę. Podobnie było w przypadku Mourinho i Chelsea.
Po raz kolejny potwierdzają się słowa, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą, ja bym powiedział, że w tych przypadkach sukces zjadł swoich ojców.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz